Rozmowy (nie)kontrolowane :)
Wigilię spędziłem na chirurgii urazowej. Nawet fajnie było. Tylko pierogów nie pojadłem, ale barszcz przez słomkę był zacnościowy. A wszystko przez te prezenty pod choinkę. Siedzę sobie, czytam gazetę, a żona, jak każda kobieta, gdy czyta się gazetę, znowu zadaje pytanie:
- Co mi kupisz pod choinkę?
- Świeczkę zapachową - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przeglądając właśnie kolumnę ze sportem.
- Aha... A co ty byś chciał? - żona drążyła temat.
- Ciebie, zapakowaną tylko w kokardę - odpowiedziałem na odczepnego, bo w sumie, czego ja mógłbym od niej chcieć... Chyba tylko tego, żeby znowu mi nie zaczęła jęczeć nad głową.
- No wiesz!? Prezenty powinny być podobnej wartości - burknęła obruszona.
- To dorzuć jeszcze dwie dychy.
No i film mi się urwał, ale święta naprawdę były fajne. W końcu raz miałem święty spokój.
Offline
- Otwierać! Policja!
- Nie zamawialiśmy policji, tylko prostytutki!
- Ale to sąsiedzi nas wzywali!
- Sąsiedzi wzywali, to niech sąsiedzi ruchają!!
Offline
Wielka tragedia
Pojechał reporter radiowy w góry zrobić wywiad z którymś, z tamtejszych mieszkańców. Patrzy, siedzi taki dziadziuś sobie i wypasa owieczki. Podchodzi i pyta:
- Baco, opowiedzcie jakieś tragiczne zdarzenie ze swojego życia.
- Oj było cusik takiego Panocku. Zagubiła się łowiecka w Tatrach. Jo jej sukoł, brat mój sukoł, sąsiad sukoł... jak ją znaleźlimy to ją wscycy wydupcyliśmy...
- Baco, baco ale to coś takiego tragicznego miało być.
- Oj teroz jus wim. Kiedyś zagubiła się turystka w Tatrach. Jo jej sukoł, ociec mój sukoł, śwagier mój sukoł... jak my ją znależli tośmy ją wsyscy wydupcyli...
- Ależ Baco, to miała być jakaś taka naprawdę tragiczna opowieść.
- Oj teroz to jus mi się psypomniała taka jedno wielka tragedia. Żem się kiedyś zagubił w Tatrach...
Offline
Neurolodzy
Rosyjscy neurolodzy odkryli u człowieka nerw bezpośrednio łączący oko z dupa. Znalezli go za pomocą igły. Jak wbili igle pacjentowi w dupę,z oka wypłynęła łza,a jak wbili te sama igle w oko,pacjent się zesrał...
Offline
Troll
Pewnemu rolnikowi z dnia na dzień przestał stawać. Chłopina z rozpaczy zaczął pić, bić babę, generalnie popadł w stan depresji. Nic nie pomagało. Jak mu wisiał tak wisiał. Jednak szczęście mu dopisało i któregoś dnia gdy wracał od lekarza, w autobusie PKS-u podsłuchał rozmowę o pewnym znachorze, który czynił wręcz cuda, a mieszkał niedaleko. Na drugi dzień był już pod drzwiami cudotwórcy. Ten wysłuchał z uwagą opowieści o problemach naszego bohatera i powiedział: - Mam na to sposób. Dam ci małego trolla, którego złapałem kiedyś w Norwegii. Zabierz go do domu i daj mu jakąś ciężką pracę, Jak troll będzie zajęty, to będzie Ci stał jak maczuga. Ale gdy tylko uwinie się z robotą to znowu ci zmięknie i będzie wisiał. Chłopina trochę niezadowolony wracał do domu, bo tak szczerze mówiąc nie za bardzo wierzył w zapewnienia znachora. Ale gdy wrócił postanowił spróbować. Kazał trollowi skopać ogródek. O dziwo gdy ten wbił w ziemię pierwszą łopatę, członek stanął chłopu jak maczuga. Radosny chłop rzucił babę na lóżko, zaczął zdzierać z niej ubranie i... nagle wchodzi troll i mówi: - Skończyłem. Fiut wrócił do stanu pierwotnego. - Ku**a - wrzasnął chłopina - To teraz buduj garaż... Fiut znowu zaczął się podnosić. Już się zabierał za babę....a tu wchodzi troll. - Skończyłem - mówi z uśmiechem patrząc na resztki erekcji swojego właściciela. Wtedy wstała baba i powiedziała coś na ucho trollowi, ten pokiwał głową i wyszedł. Erekcja wróciła, rzucili się na lóżko i tak baraszkowali bez jedzenia i bez spania cale trzy dni. W końcu chłop zapytał z ciekawości: - Jaką ty żeś dała temu stworzeniu robotę, ze już trzy dni nie wraca? Kobieta pociągnęła go za rękę nad pobliskie jezioro. Podchodzą... patrzą ....a tam troll siedzi nad brzegiem jeziora cały w mydlinach, wyciąga z wody chłopa kalesony, ogląda pod słońce i ze złością mruczy do siebie: - Cholera! Cały czas żółte na dupie!
Offline
Słuchaj dzieweczko!
Słuchaj dzieweczko! - ona nie słucha.
Przesunął więc rękę z piersi do brzucha
Buch - jak gorąco! Uff - jak gorąco!
Ty żeś tu w nocy? To ty Jasieńku?
Jam ci najdroższa! - Wchodź pomaleńku!
W szedł w nią powoli jak żółw ociężale.
Ruszył - dwa razy - tak wolno, ospale.
Szarpnęła się trochę - przyciągnął z mozołem,
Nogami się zaparł o krzesło za stołem...
I teraz przyspieszył, i pcha coraz prędzej,
I dudni,i stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
(Klęczała wygięta w pozycji "na most").
A on ją w tę szparę, w ten tunel, w ten las.
I śpieszy się, śpieszy, by zdążyć na czas.
Aż łóżko turkoce i krzesło też puka, A Jasiu ją stuka,
i stuka, i stuka.
Tak gładko, tak lekko, tak calem za cal wyjmował i
wkładał ten narząd jak stal.
A ona spocona, zziajana, zdyszana poległa na plecach,
uniosła kolana.
Zdziwiona tym wszystkim, co tu się z nią dzieje.
I pyta się Jaśka, i pyta i śmieje:
A skądże to, jakże to, czemu tak gnasz!?
A co to to, co to to, co mi tu pchasz!?
Że wali, że pędzi, że bucha, buch, buch!?
Ach jakże, ach jakże, ja lubię ten ruch!
I gna ją, i pcha ją, i akcję swą toczy,
I tłoczy ją, tłoczy ją Jasiu uroczy,
Nagle.. świst. Nagle... gwizd.
... raptem; buch! Ustał ruch.
Oj, gdzie mi zniknąłeś! Chcę jeszcze Jasieńku!
Próbuje go znaleźć swa ręką po ciemku.
A on już bez ducha, juz śpi nieboraczek,
malutki, skulony, choć akt nie skończony!
Więc strzela o pomoc wokoło oczyma.
I dziwi się temu, co w ręce swej trzyma.
I płacze, narzeka na los swój niewieści,
wiec sama ze sobą zaczyna sie pieścić.
Offline
Zatrzymuje policjant studenta.
Zatrzymuje policjant studenta, legitymuje go, otwiera dowód i czyta: Widzę, że nie pracujemy. Nie pracujemy potwierdza student. Opieprzamy się... mówi dalej policjant. Ano, opieprzamy się potwierdza student. O! Studiujemy... rzecze policjant. Nieeee, tylko ja studiuję. odpowiada student.
Offline
Mamo
Poranna rozmowa w kuchni:
- Mamo! Mamo! Zrób mi śniadanie!
- To, że sypiam z twoim ojcem, nie oznacza, że masz do mnie mówić "mamo".
- To jak mam mówić?
- Tadeusz.
Offline
Wpada do biura Kowalski
Wpada do biura Kowalski, tak jak stworzył go Pan Bóg, na głowie kapelusz, w ręku teczka. Kierownik krzyczy:
- Czyście Kowalski zwariowali, nago do pracy?!
Kowalski:
- Panie Kierowniku, bo to było tak: byłem na balandze u mojej znajomej. W pewnym momencie gaśnie światło i słychać hasło - krawaty na żyrandol. Światło się zapala, wszystkie krawaty na żyrandolu. Gaśnie światło, hasło - Panie do naga. Zapala się, wszystkie Panie nago. Znowu gaśnie światło, hasło - Panowie do naga. Zapala się - Panowie nago. Gaśnie po raz kolejny, hasło - Panowie do roboty...
No to złapałem teczkę i kapelusz i przybiegłem.
Offline